W nowym domu
6. 1. 2006
Pierwszy mail do hodowczyni był bardzo lakoniczny; tylko dwa pytania o termin odbioru i cenę szczenięcia.
Odpowiedź była niewiele dłuższa; same konkrety. W następnym mailu napisałam już trochę o naszej rodzinie i Reji, żeby hodowczyni wiedziała, że będziemy się dobrze opiekować szczenięciem. I tak zaczęła się wymiana korespondencji. Internet zbliża ludzi; kiedy zajechałam do Ostravy zobaczyć szczenięta, przywitałyśmy się jak koleżanki szkolne po długim niewidzeniu.
Szczenięta, tyle ich. Biegają po ogrodzie - wszystkie słodkie i pachną mlekiem. Pamiętam ten zapach; Reji szczenięta też tak pachniały. Eliszka - ich mama - spokojna, kontaktowna, pozwala pobawić się z maluchami. A ciocia Batmi (suczka basenje) od razu weszła Jurkowi na kolana. Gospodarze mili i serdeczni. Bardzo pozytywne wrażenie i miło spędzone popołudnie. Teraz pozostaje już tylko czekać. Zastanawiamy się jak nasz kot przyjmie nowego domownika. Tajga to kot z charakterem. Ma instynkt terytorialny psa stróżującego. Każdego intruza przegoni z działki ale sama poza teren działki nie wybiega. Sąsiedzi się dopytują jak to będzie, gdy przywieziemy psa. Jesteśmy dobrej myśli, przecież to będzie dzidziuś – powinna go pokochać i mu matkować. Na wszelki wypadek postanawiamy przygotować kota. Dostajemy od hodowczyni kocyk przesiąknięty zapachem maluchów. Kładę go na kolanach, kiedy siadam do komputera. Tajga lubi leżeć na kolanach. Teraz leży na kocyku i wącha. Ciekawe czy to coś pomoże. Czas szybko płynie i oto już jedziemy po naszą Borinkę. Jak się przewozi szczenię? Na kolanach? Chyba niewygodnie. Bierzemy duże pudło z kocykiem i na wszelki wypadek kocie szelki. Serdecznie przyjęci i ugoszczeni przez Evę i Petra obserwujemy szczeniaki. Ależ one urosły. Co jakiś czas wśród maluchów wybucha awantura. A Jurek co chwilę zauważa: patrz – to znowu ta twoja. Jak jest za głośno, to obie dorosłe suki dyscyplinują – tę moją. Łatwo poznać, bo szczenięta dla rozróżnienia mają kolorowe tasiemki. Czas rozstania, Jurek bierze Borinkę na ręce, Eva ukradkiem ociera łzy, jeszcze ostatnie zdjęcia i Borri jedzie do nowego domu. Kocie szelki bardzo się przydały na początku podróży kiedy Borri koniecznie chciała wysiąść; łatwiej było ją przytrzymać. W domu odwiązuję tasiemkę odróżniającą Borri od innych szczeniąt. To prawie jak odcięcie pępowiny - Borri już jest w nowym domu.
Teraz musimy zapoznać zwierzęta ze sobą. Tajga nie daje do siebie podejść, wyraźnie się boi. Ogon robi gruby jak u lisa, to znak, że może zaatakować. Borri co rusz podchodzi do niej, dotyka noskiem i kręci ogonkiem; zachęca do zabawy. Tajga się jeży, warczy i raz nawet drapnęła. Szelek nie odpięliśmy, wręcz przeciwnie, przypięliśmy smycz, żeby nie dopuścić do rozlewu krwi. Niedawno przeczytałam, że jak zapoznaje szczeniaka z kotem, to należy trzymać szczeniaka. Jak dobrze, że to przeczytałam!
Pierwsza noc była urozmaicona. Oboje z Jurkiem jesteśmy rozbici. Jurek wziął Tajgę do swojego pokoju chociaż ona tam nigdy nie śpi. Około pierwszej Borri wreszcie padła, ja wysłałam krótkiego maila do Evy i poszłam spać myjąc tylko zęby. Jak zwierzątko! Kiedy już zasypiałam usłyszałam głośne bzyczenie. Zapaliłam światło - to była pszczoła. Złapałam i utopiłam ale nie mogłam już zasnąć. Kiedy wreszcie senność zaczęła wracać - Jurek musiał otworzyć drzwi, bo Tajga chciała zmienić lokal. Zamieniliśmy zwierzęta miejscami. Jurek dostał Borri. Tajga, obrażona nie przyszła na tapczan. Natomiast Borri wlazła na tapczan, potem na szafkę i wypiła pół herbaty. A około trzeciej zaczęła piszczeć i Jurek musiał się z nią bawić. Obudziłam się przed piątą, włożyłam sukienkę na nocną koszulę i wyszłam z Borri, bo piszczała. Udało nam się jakoś umyć i ubrać a Borri znów zaczęła piszczeć i szukała miejsca. Przenosiłam ją na gazety ale w końcu zrobiła na środku przedpokoju. Zgodnie z radami z mądrych książek umoczyłam gazetę w siuśkach, położyłam w miejscu, gdzie powinna się załatwiać, zasikane miejsce przemyłam wodą z octem. Ale Borri, wbrew wszelkim mądrym książkom, jeszcze trzy razy robiła w innych miejscach, starannie omijając posikaną gazetę. Tajga, wbrew naszym oczekiwaniom, nie chce potraktować Borri jako swoje dziecko. Zwyczajnie się boi. Jej spokój został zakłócony przez intruza. Nie mamy innego wyjścia – musimy przegrodzić mieszkanie dla bezpieczeństwa malucha.
Do Evy piszę prawie codziennie, żeby się nie martwiła o szczeniaka. W mailach pojawia się coraz więcej innych tematów. Okazuje się, że mamy wiele wspólnych zainteresowań i doskonale się rozumiemy. Eva rozumie i pisze po polsku i nasza znajomość coraz bardziej się zacieśnia.
Szczenięta, tyle ich. Biegają po ogrodzie - wszystkie słodkie i pachną mlekiem. Pamiętam ten zapach; Reji szczenięta też tak pachniały. Eliszka - ich mama - spokojna, kontaktowna, pozwala pobawić się z maluchami. A ciocia Batmi (suczka basenje) od razu weszła Jurkowi na kolana. Gospodarze mili i serdeczni. Bardzo pozytywne wrażenie i miło spędzone popołudnie. Teraz pozostaje już tylko czekać. Zastanawiamy się jak nasz kot przyjmie nowego domownika. Tajga to kot z charakterem. Ma instynkt terytorialny psa stróżującego. Każdego intruza przegoni z działki ale sama poza teren działki nie wybiega. Sąsiedzi się dopytują jak to będzie, gdy przywieziemy psa. Jesteśmy dobrej myśli, przecież to będzie dzidziuś – powinna go pokochać i mu matkować. Na wszelki wypadek postanawiamy przygotować kota. Dostajemy od hodowczyni kocyk przesiąknięty zapachem maluchów. Kładę go na kolanach, kiedy siadam do komputera. Tajga lubi leżeć na kolanach. Teraz leży na kocyku i wącha. Ciekawe czy to coś pomoże. Czas szybko płynie i oto już jedziemy po naszą Borinkę. Jak się przewozi szczenię? Na kolanach? Chyba niewygodnie. Bierzemy duże pudło z kocykiem i na wszelki wypadek kocie szelki. Serdecznie przyjęci i ugoszczeni przez Evę i Petra obserwujemy szczeniaki. Ależ one urosły. Co jakiś czas wśród maluchów wybucha awantura. A Jurek co chwilę zauważa: patrz – to znowu ta twoja. Jak jest za głośno, to obie dorosłe suki dyscyplinują – tę moją. Łatwo poznać, bo szczenięta dla rozróżnienia mają kolorowe tasiemki. Czas rozstania, Jurek bierze Borinkę na ręce, Eva ukradkiem ociera łzy, jeszcze ostatnie zdjęcia i Borri jedzie do nowego domu. Kocie szelki bardzo się przydały na początku podróży kiedy Borri koniecznie chciała wysiąść; łatwiej było ją przytrzymać. W domu odwiązuję tasiemkę odróżniającą Borri od innych szczeniąt. To prawie jak odcięcie pępowiny - Borri już jest w nowym domu.

Teraz musimy zapoznać zwierzęta ze sobą. Tajga nie daje do siebie podejść, wyraźnie się boi. Ogon robi gruby jak u lisa, to znak, że może zaatakować. Borri co rusz podchodzi do niej, dotyka noskiem i kręci ogonkiem; zachęca do zabawy. Tajga się jeży, warczy i raz nawet drapnęła. Szelek nie odpięliśmy, wręcz przeciwnie, przypięliśmy smycz, żeby nie dopuścić do rozlewu krwi. Niedawno przeczytałam, że jak zapoznaje szczeniaka z kotem, to należy trzymać szczeniaka. Jak dobrze, że to przeczytałam!
Pierwsza noc była urozmaicona. Oboje z Jurkiem jesteśmy rozbici. Jurek wziął Tajgę do swojego pokoju chociaż ona tam nigdy nie śpi. Około pierwszej Borri wreszcie padła, ja wysłałam krótkiego maila do Evy i poszłam spać myjąc tylko zęby. Jak zwierzątko! Kiedy już zasypiałam usłyszałam głośne bzyczenie. Zapaliłam światło - to była pszczoła. Złapałam i utopiłam ale nie mogłam już zasnąć. Kiedy wreszcie senność zaczęła wracać - Jurek musiał otworzyć drzwi, bo Tajga chciała zmienić lokal. Zamieniliśmy zwierzęta miejscami. Jurek dostał Borri. Tajga, obrażona nie przyszła na tapczan. Natomiast Borri wlazła na tapczan, potem na szafkę i wypiła pół herbaty. A około trzeciej zaczęła piszczeć i Jurek musiał się z nią bawić. Obudziłam się przed piątą, włożyłam sukienkę na nocną koszulę i wyszłam z Borri, bo piszczała. Udało nam się jakoś umyć i ubrać a Borri znów zaczęła piszczeć i szukała miejsca. Przenosiłam ją na gazety ale w końcu zrobiła na środku przedpokoju. Zgodnie z radami z mądrych książek umoczyłam gazetę w siuśkach, położyłam w miejscu, gdzie powinna się załatwiać, zasikane miejsce przemyłam wodą z octem. Ale Borri, wbrew wszelkim mądrym książkom, jeszcze trzy razy robiła w innych miejscach, starannie omijając posikaną gazetę. Tajga, wbrew naszym oczekiwaniom, nie chce potraktować Borri jako swoje dziecko. Zwyczajnie się boi. Jej spokój został zakłócony przez intruza. Nie mamy innego wyjścia – musimy przegrodzić mieszkanie dla bezpieczeństwa malucha.

Do Evy piszę prawie codziennie, żeby się nie martwiła o szczeniaka. W mailach pojawia się coraz więcej innych tematów. Okazuje się, że mamy wiele wspólnych zainteresowań i doskonale się rozumiemy. Eva rozumie i pisze po polsku i nasza znajomość coraz bardziej się zacieśnia.